The Sunflower State - wizyta w Kansas

Jesteśmy w Kansas - to nietypowa destynacja turystyczna jednak dla nas najważniejsze było spotkanie z dawno nie widzianą rodziną, która mieszka w Shawnee oddalonym o 20 minut na południe od miasta Kansas City. Po długiej podróży pociągiem zostaliśmy przywitani prawdziwie polską kolacją. 

Pierwszego dnia postanowiliśmy zobaczyć rzekę Missouri oraz kowbojską miejscowość Weston, która okazuje się jednouliczną mieścina. Najpierw jemy lunch w restauracji, która znajduje się w pięknym secesyjnym domu. Później idziemy na krótki spacer po owej ulicy. Zaglądamy do sklepów. I naszym oczom ukazuje się piękna porcelana z Bolesławca, nigdy nie widziałam tak fantastycznych wzorów, na pewno zdecydowanie więcej niż w Polsce. Za to ceny również inne - dla przykładu naparstek kosztował 12 dolarów, talerze były po około 30 dolarów i więcej. Nie wiem jak wygląda sprzedaż polskich produktów, bo w sklepach można znaleźć sporo chińskich podróbek w cenach dużo niższych. Nie wiem jak jest w Polsce, ale w USA prawa do produktu wygasają jeżeli wzór różni się o więcej niż 10% - a więc przy wyrobach z tymi drobnymi wzorkami niewprawione oko tego nie rozpozna.













Z ciekawych miejsc był tez sklep z tytoniem gdzie można było skręcić cygaro. W sklepach pełno rożnego rodzaju bibelotów do pięknych amerykańskich domów, w mniej pięknych cenach, ciekawe jak te sklepy utrzymują się przy życiu.




Później udajemy się do jednego z parków w okolicy, nad rzekę Missouri. Missouri to najdłuższy dopływ Missispi i wraz z nią stanowią najdłuższą rzekę Ameryki Północnej, prawie 5 razy dłuższą niż Wisła. Parków tu maja bez liku. Po kilku minutach spaceru widać w dole rzekę, trochę przypomina nasza Wisłę w dzikim terenie. I tak upływa nam dzień, dzień z minusowa temperatura w stanach Kansas i Missouri. Pisze celowo o tej temperaturze bo mam wrażenie ze pogoda jest tu jak z kosmosu, w tydzień z minus kilku do plus trzydziestu kilku. Z padających płatków śniegu i zimowych kurtek do praktycznie kostiumów kąpielowych.






Kansas zaskakuje nas bardzo pozytywnie mnogością zwierząt, które są nam zupełnie obce. Po drodze samochodem widzimy - orła, indory oraz kilka przydrożnych zwierząt (już niestety nie ruszających się) takich jak skunksy, kojoty czy inny mało mówiący nam okaz armadillo (po naszemu pancernik). Oprócz tego, że skunksy widać było na ulicy to było je czuć ich intensywny zapach podczas jazdy samochodem...

W trakcie tego tygodniowego relaksu w Shawnee, a raczej podróżowania na mniejszych obrotach, było kilka okazji do pobiegania. Poniżej relacja Kuby.

Będąc w Shawnee - zaskoczony byłem mnogością ścieżek rowerowo-biegowych w okolicy. Jesteśmy w stosunkowo małej miejscowości, a ścieżki oraz tereny do biegania są takie o jakich w Polsce tylko można pomarzyć. W odległości 1-2 mil od Shawnee  - rozpoczynają się praktycznie niekończące się tereny biegowe.  Ja biegłem 17 milowym szlakiem Gary L. Haller Trail - biegnącym przez kolejne parki, a także całkiem solidne pagórki. Szlak miał dużo rozwidleń, dzięki którym można było wybrać trasę płaską, czy też górzystą. Droga biegnie też wzdłuż jezior, w których można się kąpać bez problemu. W jednym miejscu mamy fantastyczne warunki do uprawiania Triathlonu... bajka :)





Po drodze miałem okazję zobaczyć chyba ze 20 boisk do baseball'a i wszystkie były zajęte. Prawdziwe szaleństwo. 





Niedaleko mojej trasy biegły tory kolejowe. Pociąg, który widać na zdjęciu ciągnął się w nieskończoność i nie był to jedyny, który spotkałem tego dnia. Prawdopodobnie dzięki takiemu rozwiązaniu na autostradach nie widać wielu ciężarówek, a ruch odbywa się płynnie. Trzeba przenieść to rozwiązanie do Polskie -  tiry na tory :)



Moja dzielna towarzyszka - Brie towarzyszyła mi podczas wszystkich wypraw biegowych. Podobno był to jej debiut biegowy, przynajmniej na tak długim dystansie. Spisała się na medal, a po przebiegnięciu 13mil jej pierwszą reakcją po spuszczeniu ze smyczy była spektakularna pogoń za wiewiórką. 







Będąc w Stanach chciałem wziąć udział w jakimś biegu - jednak nie za wszelką cenę. Wyobraźcie sobie, że wpisowe na lokalny bieg po lesie kosztuje 30$ i to bez medalu! Bieg z psem to dodatkowe 10$. Maraton w Los Angeles - cena 150$ pakietów startowych dawno brak...

Niedługo opowiemy więcej o tym co nas zaskoczyło w sklepach oraz o tym jak podobało nam się Kansas City.

Komentarze

Popularne posty

Facebook