Świat łuków

Po dłuższej przerwie spowodowanej milion spraw naraz wracamy i nadajemy wspomnienia z National Arches!


Dziś bez pośpiechu można było wstać, w planach mamy niedaleko położony od Moab - Arches National Park i Dead Horse Point.

Arches okazuje się ogromnym parkiem z wieloma ścieżkami do maszerowania i jedną długą drogą samochodową. Na pierwszy start wybieramy Delicate Arch - czyli najbardziej charakterystyczny łuk (jeden z najbardziej znanych na całym świecie), który znajduje się też na tablicach rejestracyjnych stanu Utah.





Pierwsze dwie trasy to Lower and Upper View Point. Nie do końca nas porywają, łuk wydaje się niewielki. Ruszamy więc do kolejnego punktu na 5km trasę. Helena w nosidle miewa się znakomicie i dzielnie maszeruje przez górskie podejście wtulona w ciocie, ani myśli spać. Po końcowym podejściu które określane jest jako niebezpieczne (wcale takie nie jest) ukazuje się naszym oczom fantastyczny łuk. Jest ogromny, za nim roztacza się fantastyczna panorama z ośnieżonymi górami, w koło jest czerwono od skał. Helena rozpoczyna raczkowanie i poznawanie skał wkoło miejsca gdzie siadamy by napawać się widokiem. Idziemy tez pod sam łuk by sprawdzić jak jest wielki. Rzeczywiście trzeba przyznać ze natura tworzy niesamowite rzeczy. 







Ruszamy do następnego punktu Devil's Garden. Okazuje się ze na wszystko nie starczy nam czasu wiec decydujemy się zobaczyć 4 łuki - największy w całym parku Landscape Arch (który w 1991 roku w części uległ zniszczeniu, ciekawe jak długo jeszcze postoi, na pewno czeka go los tego z Malty), Double o'Arch, Tunnel Arch i Pine tree Arch. Spacer po parku nie jest trudny, jedynie czuć suche powietrze wszędzie i kurz z pustynnego piachu. Okazuje się ze robi się godzina 15, decydujemy się więc zobaczyć jeszcze Sand Arch, do którego idzie się piaskowym wąwozem. 








Wyjeżdżamy z parku koło 17, okazuje się ze pozna godzina by jechać jeszcze ponad godzinę do Dead Horse Point, więc odpuszczamy (jednak nie zawsze udaje się zrealizować plany). Za to postanawiamy zwiedzić Moab. Miasteczko okazuje się całkiem spore, wszędzie pełno ludzi, knajpy pękają w szwach. W sklepach można kupić pamiątki, które głównie są koszulkami. Bardzo ciekawe jest to że w USA wszyscy noszą koszulki z miejsc z jakich pochodzą lub jakie odwiedzili. Co więcej Amerykanie bardzo kochają swoją flagę, że noszą koszulki, skarpetki czy też kostiumy z nią – u nas chyba by się to nie przyjęło.

Na obiad idziemy do poleconej przez sąsiadów z hotelu meksykańskiej knajpy. Okazuje się bardzo niewielka lokalna knajpa prowadzona przez Meksykanów. Na przystawkę dostajemy koszyk z różnokolorowymi nachosami i przepyszna salsą, do tego dostajemy wielkie kufle wody z lodem (woda w amerykańskich knajpach jest bezpłatna i dostaje się ja zawsze do posiłku). Decydujemy się na dwa Dania Combo - wszystko po trochu. Pomimo iż nie wygląda to okazuje się ze jedzenie jest rewelacyjne.

Tak pysznie kończymy dzień.

Komentarze

Popularne posty

Facebook